czwartek, 31 lipca 2014

Niech nie zatopi cie twój strach. Rozdział 2.

-Kto nadchodzi?- Zapytał Percy sądząc przy moim boku patrząc na mnie wielkimi zielonymi oczami pełnymi troski. Co było zadziwiające po jego przedstawieniu z przed wczorajszego dnia. Podniosłam się na łokciach, a ten cały czas lustrował mnie spojrzeniem przerażonego konia. Twarz mu spoważniała, a ja tym czasem zaczęłam opowiadać mu mój sen, który nie był pierwszym tego typu. Potwor śliniący się z żółtymi oczami. Mówiący o rzeczach, których nijak nie rozumiałam i nie potrafiłam pojąc. Percy po każdym moim słowie przytakiwał twierdząco jakby wiedział o co chodzi.
-I co o tym sadzisz?-zapytałam załamana- wiesz może kim jest To Coś?
-Szczerze? Nie mam pojęcia ale Annabeth może wiedzieć...Hmmm ale musimy tez powiadomić Chejrona i resztę... My Herosi czesto posiadamy dziwne sny. Gdy Nasz dziadek... To takie dziwne mówić na niego dziadek.
-Masz na myśli Kronosa.-szybko ogarnęłam koneksje rodzinne. Ja jestem córka Posejdona on jest synem Kronosa wiec tak to mój dziadek... Niezła rodzinka. Nie zapomnijmy, ze z drugiej strony mam Babcie Bellone czyli moja mama była Herosem. Spiknęła się z Posejdonem... Ughhh muszę to sobie rozpisać. Chłopak popatrzył na mnie karcąco jakbym rozerwała mu ta pandę na strzępki, która właśnie trzymał w ręku.
-Nigdy nie wypowiadaj imion!- Powiedział unosząc ręce do góry.- One mają moc!-Przeszedł przez pokój miętosząc nadal w rekach tego pluszaka.
-Jak mam rozumieć te słowa?-zostałam zbita z tropu za dużo informacji. Mój mózg już nie wytrzymywał napięcia. Za oknem słońce wstawało z pod nieboskłonu, tym samym przypomniał mi się wczorajszy dzień i narcystyczny, majestatyczny i bardzo zapatrzony w siebie przystojny Apollo. Lot jego samochodem. Chwila czy ja właśnie rozmarzyłam się o moim kuzynie? Nie, nie, nie to, ze moje życie jest dziwne nie muszę sprawiać, ze będzie ono jeszcze dziwniejsze.
-Ziemia do Heleny!-Percy pstryknął mi palcami przed oczami. Wzdrygnęłam się.
-To co z tymi imionami?- Wyjaśniał mi przez resztę poranka, ze imiona dla nich to jak radary albo GPS zaprowadzający do nas. Choć bogowie widza nas cały czas to i tak nie znasza jak mówi się do nich po imieniu, ze raczej wola przydomki jedynym wyjątkiem od niezapisanej reguły jest modlitwa. Wybiła godzina ósma rano, cały obóz budził się do życia. Mój pierwszy dzień był pełen wrażeń, noc dala mi się we znaki przez niedopowiedziany sen wizje czy objawienie. Sama już nie wiem jak to nazwać. Przed oczami nadal ma jasnożółte ślepia tego potwora to jedyne co mogłam dostrzec i ten odór który ogarnął mnie we śnie. Czy to w ogóle możliwe? Zadawałam sobie to pytanie przemierzając obóz kierując się do kantyny. Przede mna maszerowały grupki osób z grupowym na czele. -Musztra od rana. -powiedziałam do siebie przechodząc obok domku Artemidy, gdy poczułam czyjeś palce na plecach, które chwyciły mnie i przyciągnęły pomiędzy domki szybkim ruchem trzymając jedna dłoń na moich ustach, a druga trzymał za rękę. Jego opalona skora była nieskazitelna. Blond włosy miał tym razem w lekkim nieładzie, miał na sobie zwykle japonki, szorty i koszulkę z napisem "Hej promyczku zabiorę cie moim rydwanem do słońca". Puścił dłoń z moich ust kiedy zorientowałam się kto mnie "porwał".
-O co chodzi z tymi koszulkami?-zapytałam zanim pomyślałam. Apollo spojrzał się na mnie z lekkim rozbawieniem ale nadal był lekko upięty. Widać, ze coś go martwi i nie jest to tylko pytanie: jak jutro ułożyć włosy? Trzymał cały czas moja rękę. Trochę mnie to krepowało, pierwszy raz w życiu czuje eis skrepowana przy facecie. Co jet bardzo irytujące. No dobra Apollo nie jest jakimś tam zwykłym facetem. On jest Bogiem. Przez duże "B". Puściłam jego rękę.
- Jestem Bogiem ale moje życie jest nudne, koszulki rozweselają mi dzień,-powiedział to na jednym wdechu, oparł się o ścianę domku i powiedział.-Teraz te ważne rzeczy.-powaga na jego twarzy była przerażająca.
-Już się boje o co chodzi.-Mój mózg od wczesnego ranka pracował na wysokich obrotach, a cala sceneria w która przed kilkoma minutami wprowadził mnie Apollo sprawiała, a scenę jak z filmu grozy. Patrząc na niego widziałam, ze naprawdę się martwi.
-Chodzi o to, ze jesteś w niebezpieczeństwie... nie mogę więcej nic powiedzieć, bo to nigdy dobrze się nie kończy ale pamiętaj, ze masz we mnie wsparcie choć Ojciec nie chce zakazał mi mowienia wszelakich przepowiedni, które się staną... wierz mi bardzo tego pragnę- dotknął mojego policzka, pocałował mnie w czoło, a ja zbita z tropu jego wypowiedzi i wyczynu zamarłam- uważaj na siebie. Niech nie zatopi cie twój strach.-Z lekko otwartymi ustami patrząc na niego, nie wiedząc co powiedzieć. W sumie nikt raczej nie wiedziałby co powiedzieć w takiej sytuacji.
- Czy ta twoja przestroga ma związek z moimi snami... Hmm?-zapytałam nasłuchując rozmowy Herosów, którzy szli na śniadanie. Z pomiędzy głosów usłyszałam głos mojego brata wołającego mnie po imieniu.
-Tak.-Przyznał z trwoga Bóg i dodał pospiesznie słysząc krzyki Percy'ego.- Męty i Szumowiny. Woda nie zawsze jest wybawieniem nawet jeżeli jesteś dzieckiem Pana Mórz.- Pocałował mnie tym razem w usta i zniknął.
-Nawet jak na Boga było to bardzo dziwne- powiedziałam do siebie ale bardziej było to do niego. Wyszłam oszołomiona zza pomiędzy domków gdzie wpadłam na Braciszka.
-Gdzie ty byłaś?-powiedział zdenerwowany.
-Musiałam coś załatwić.-powiedziałam z pewnością w glosie, by nie zobaczył jaka jestem tak naprawdę ww środku zagubiona. Dziwne sny, ten potwor i jeszcze na dokładkę Apollo. Człowiek naprawdę może być troszku zagubiony, a małe kłamstwo nikomu nie zaszkodzi. W sumie to nawet nie jest klamstwo tylko niedopowiedziana prawda. Percy popatrzyl na mnie z zaciekawieniem.
-Musiałaś załatwić "coś" pomiędzy domkami Artemidy, a Afrodyty? Nie gadaj tylko, ze chcesz zostać łowczynią, bo bym się załamał.
-Łowczynią?-zapytałam, bo szczerze nawet nie wiem o co mu chodzi, a co do rożnowego domku to przerażał mnie wonią perfum i cala to słodką otoczką.
-To dziewczyny, które werbuje Artemida łażą za nią i zabijają potwory.
-Ciekawe, może się skusze- nawet ciekawy pomysł uganianie się za potworami i tropienie ich.
-No tak nieśmiertelność przy boku Bogini. Zero facetów.-No to ie dla mnie Łowczynie Artemidy.
-Przykro mi jednak się ode mnie nie uwolnisz braciszku, Łowczynie nie są dla mnie- chwyciłam go za ramie i zaczęliśmy się śmiać, a tak naprawdę cały czas słyszałam w głowie słowa Apolla oraz jego niespodziewany pocałunek. Po zjedzeniu śniadania miałam  lekcje szermierki. Mój wisior zmienił się w miecz dobrze wyważony pierwsza walka była oczywiście z Percym. Niestety poniosłam klęskę i to sromotna. Następnie walczyłam z jakimś nowicjuszem miał może dwanaście lub trzynaście lat, blond włosy i szare oczy walczył zaciekle lecz przegrał w pojedynku ze mną i nie bul z tego faktu zadowolony. Choć wygrana z nim nie poprawiła mi humoru, bo przed obiadem mieliśmy spotkać się z Chejronem. Po zabawie w żołnierzy poszłam wziąć prysznic, co było moja ulubiona czynnością w codziennej egzystencji. Woda spływała po mojej głowie przez cale ciało mocząc moje długie ciemne włosy. Kaskada tworząca się uspokajała mnie i pozwalała otworzyć mój umysł oraz uspokajała zszargane nerwy. Ostatnie dni były meczące, a sam fakt niebezpieczeństwa sprawiał, ze chciałam się ukryć. Lecz nawet jeżeli to zrobię to to nie zmieni kim jestem, a jestem córka Posejdona Władcy i Pana Wód oraz wnuczką Bellony Bogini wojny. Kropelki wody nagle zaczęły kręcić się wokoło mnie poczułam przypływ energii i wielkiej siły. Woda tańczyła w około mnie zmieniając kształt w rozpłaszczane talerze z ostrymi brzegami. Moc, zagubienie i strach wezbrały we mnie, poczułam wielki gniew ulatniający się z mojego ciała. Strach i reszta negatywnych emocji dosłownie została na ścianie, płytki rozbiły się po przez uderzenie "pocisków" wodnych.
-No nieźle.-powiedziałam do siebie okrywając się ręcznikiem gdy do łazienki wbiegł Percy.
-Dlaczego caly pokoj jest zalany? cos ty tu robila?!-zapytal zdruzgotany widokiem łazienki i płytek rozbitych na drobny pył.
-Ciśnienie wody było bardzo duże... Sadze, ze tata zrobił nam kawał- powiedziałam przyciszonym głosem. Percy trochę złagodniał rozkazał wodzie wypłynąć na zewnątrz domu, lecz nadal był problem z rozbitymi kafelkami.-Dobra wody już nie ma ale co z tym- wskazałam na zdemolowana łazienkę.
-Porozmawiamy o tym z Chejronem. Co tak naprawdę zrobiłaś w tej łazience?-zapytał zaciekawiony opowiedziałam mu o wszystko.-Chwilka czyli Twoja Matka była córką Bellony. Masz większą moc od innych, nic dziwnego, ze łazienka nie wytrzymała.-roześmiał się dusząc się powietrzem. Gdy już się uspokoił ruszyliśmy do Dużego Domu na rozmowę z Chejronem. Konio-człowiek stal na werandzie czekając na nas. Nadal nie mogę ogarnąć faktu, ze on jest centaurem, gestem reki kazał nam usiąść przy stoliku.
-Chejronie Helena ma dziwne sny, ale sadze, ze nie zwiastują niczego dobrego...-Percy odezwal sie jako pierwszy starajac sie dobierac slowa delikatnie, by mnie nie wystraszyc. Tyle, ze ja nie boje sie tego co mi sni. Juz nie.
-Spoko Percy nie musisz się bać.-powiedziałam do brata tonem bardzo troskliwej siostry. Opowiedziałam Chejronowi sny, które męczyły mnie od bardzo dawna. Opisałam to co zapamiętałam choć nie było tego zbyt wiele.
-I co o tym sadzisz?- Odezwal sie Percy.
-Nie wiem musimy poczekać, aż sytuacja się rozwinie, może to być dzień lub miesiąc, a nawet rok. Myślę, ze Helenie przyda się dużo ćwiczeń.-Koń się uśmiechną, odprowadzając nas do furtki domku.
-Chejronie wiesz jest jeszcze jedna sprawa, ponieważ nasza łazienka została kompletnie zniszczona...-zaczął niepewnie Percy.
-Zniszczona? Jak?-zapytał Centaur z lekka złością w glosie.
-To moja wina -przyznałam się do winy choć przyszło mi to z trudem.- zbyt dużo emocji uwolniłam i woda wybuchła.
-Nie rozumiem Helena, jak woda mogla wybuchnąć?-Chejron już nie ogarniał sytuacji.
-Bellona i Posejdon mnie otoczyli.-powiedziałam, a spojrzenie Chejrona mówiło coś w stylu "Bogowie z wami same problemy mieszacie się, a potem inni za to płacą". Strach juz mnie nie ogarnial to byla zlosc ale tez zrozumienie, pogarda ale i wybaczenie. Wszystko nagle stało sie przejrzyste tak jak podczas prysznica. Poczułam wielką moc, a wokoło mnie zaczęła krążyć woda tryskająca z rur pod ziemia.
-Instalacja wodna do wymiany- odezwał się Percym, a ja upadlam  tracąc przytomność.

***

Otworzyłam oczy ale nie byłam w obozie. To była jakaś cela. W koncie widziałam parę żółtych oczu, które maltretują mnie prawie każdej nocy.
-Moc jest wybawieniem oraz przekleństwem. Mam racje? -Powiedział właściciel wściekło-żółtych oczu. Nie bałam się go, byłam gotowa podjąć walkę. Wezbrała we mnie siła, ale nagle uświadomiłam sobie, ze on tego pragnie, chce, żebym z nim walczyła. Nawet jeżeli jest to sen nie jestem bezpieczna, ale nie potrafiłam już nic zrobić moc przezwyciężała moja sile mentalna. Poczułam, ze woda ścieka po ścianie celi, powędrowała do mnie walczyłam, by odpuścić przestać ale nawet siła woli nie wygra z nieokiełznaną mocą. Wodne pociski rozerwały ściany  gdzie wdarło się nagle światło. Potwor odetchnął i wylazł z cienia był wielkim na ponad trzy metry potworem garbiącym się w celi na dwa metry  jego ślepia przerażały nadal choć nie były już tak żółte, ale najbardziej przerażał fakt, ze potwór miał steki ramion.
-Do zobaczenia rybeńko.- Powiedział chrapliwym głosem. 
-Nieee! -krzyczałam wymachując mieczem, potwor roześmiał się i uderzył mnie jedna z setek rąk. Straciłam przytomność.

***



Obudziłam się na łóżko w szpitalu, dzieci od Apolla opatrywali i leczyli rannych. Percy siedział obok mojego łóżka czytając.
-Hej- powiedziałam do niego podniosłam się na łokciach, a on z niedowierzaniem patrzył na mnie.
-Hej. Jak się czujesz?-powiedział z troska podając mi puchar z napojem, a dokładnie z ambrozja, która smakowała jak krem czekoladowy.
-Dobrze ile spałam?-zapytałam popijając płyn, który rozgrzewał moje ciało od środka. Błogość tego napoju dodawała mi energii. Percy odgarnął sobie włosy z czoła i powiedział.
-Helena lezysz tu juz dwa tygodnie...
-Co?!-krzyknęłam zdezorientowana. -Leżałam dwa tygodnie jak trup?
-Byłaś prawie trupem, twoja moc prawie cie wypaliła... Sam Apollo cie uzdrawiał, nawet ojciec tu był co mu się rzadko zdarza. Myśleliśmy, ze już po tobie.-powiedział czule, Apollo tu był? Tata tu był? Sen, potwor, brak kontroli.
-Uwolniłam go!-krzyknęłam na cały szpital.
-Kogo?-zapytał Percy.
-Potwora z moich koszmarów.

 ------------------

Komentarze mile widziane (wszystkie) :3 
Gabson

5 komentarzy:

  1. Super rozdział. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No yolo, yolo, bo Gabson ma wielki talent ;-;
    Oddaj choć troszkę, ok? :)
    Świetny rozdział :* Czekam na następny <3333333
    Zapraszam też do mnie :D
    http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje dziewczyny ;) Rozdział jutro będę pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Next Please!
    Dalej, bo czekam na rozwój wydarzeń.
    P.S. Sprawdzaj tekst, bo od chu,,, literówek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń