piątek, 22 sierpnia 2014

INFO.

Hej Hirołsy :3 Mam już polowe rozdziału lecz pojawiły się pewne okoliczności i niestety dokończę go dopiero za tydzień. Proszę o cierpliwość i mam nadzieje, ze was zaskoczy rozdział 3.
#Gabson

czwartek, 31 lipca 2014

Niech nie zatopi cie twój strach. Rozdział 2.

-Kto nadchodzi?- Zapytał Percy sądząc przy moim boku patrząc na mnie wielkimi zielonymi oczami pełnymi troski. Co było zadziwiające po jego przedstawieniu z przed wczorajszego dnia. Podniosłam się na łokciach, a ten cały czas lustrował mnie spojrzeniem przerażonego konia. Twarz mu spoważniała, a ja tym czasem zaczęłam opowiadać mu mój sen, który nie był pierwszym tego typu. Potwor śliniący się z żółtymi oczami. Mówiący o rzeczach, których nijak nie rozumiałam i nie potrafiłam pojąc. Percy po każdym moim słowie przytakiwał twierdząco jakby wiedział o co chodzi.
-I co o tym sadzisz?-zapytałam załamana- wiesz może kim jest To Coś?
-Szczerze? Nie mam pojęcia ale Annabeth może wiedzieć...Hmmm ale musimy tez powiadomić Chejrona i resztę... My Herosi czesto posiadamy dziwne sny. Gdy Nasz dziadek... To takie dziwne mówić na niego dziadek.
-Masz na myśli Kronosa.-szybko ogarnęłam koneksje rodzinne. Ja jestem córka Posejdona on jest synem Kronosa wiec tak to mój dziadek... Niezła rodzinka. Nie zapomnijmy, ze z drugiej strony mam Babcie Bellone czyli moja mama była Herosem. Spiknęła się z Posejdonem... Ughhh muszę to sobie rozpisać. Chłopak popatrzył na mnie karcąco jakbym rozerwała mu ta pandę na strzępki, która właśnie trzymał w ręku.
-Nigdy nie wypowiadaj imion!- Powiedział unosząc ręce do góry.- One mają moc!-Przeszedł przez pokój miętosząc nadal w rekach tego pluszaka.
-Jak mam rozumieć te słowa?-zostałam zbita z tropu za dużo informacji. Mój mózg już nie wytrzymywał napięcia. Za oknem słońce wstawało z pod nieboskłonu, tym samym przypomniał mi się wczorajszy dzień i narcystyczny, majestatyczny i bardzo zapatrzony w siebie przystojny Apollo. Lot jego samochodem. Chwila czy ja właśnie rozmarzyłam się o moim kuzynie? Nie, nie, nie to, ze moje życie jest dziwne nie muszę sprawiać, ze będzie ono jeszcze dziwniejsze.
-Ziemia do Heleny!-Percy pstryknął mi palcami przed oczami. Wzdrygnęłam się.
-To co z tymi imionami?- Wyjaśniał mi przez resztę poranka, ze imiona dla nich to jak radary albo GPS zaprowadzający do nas. Choć bogowie widza nas cały czas to i tak nie znasza jak mówi się do nich po imieniu, ze raczej wola przydomki jedynym wyjątkiem od niezapisanej reguły jest modlitwa. Wybiła godzina ósma rano, cały obóz budził się do życia. Mój pierwszy dzień był pełen wrażeń, noc dala mi się we znaki przez niedopowiedziany sen wizje czy objawienie. Sama już nie wiem jak to nazwać. Przed oczami nadal ma jasnożółte ślepia tego potwora to jedyne co mogłam dostrzec i ten odór który ogarnął mnie we śnie. Czy to w ogóle możliwe? Zadawałam sobie to pytanie przemierzając obóz kierując się do kantyny. Przede mna maszerowały grupki osób z grupowym na czele. -Musztra od rana. -powiedziałam do siebie przechodząc obok domku Artemidy, gdy poczułam czyjeś palce na plecach, które chwyciły mnie i przyciągnęły pomiędzy domki szybkim ruchem trzymając jedna dłoń na moich ustach, a druga trzymał za rękę. Jego opalona skora była nieskazitelna. Blond włosy miał tym razem w lekkim nieładzie, miał na sobie zwykle japonki, szorty i koszulkę z napisem "Hej promyczku zabiorę cie moim rydwanem do słońca". Puścił dłoń z moich ust kiedy zorientowałam się kto mnie "porwał".
-O co chodzi z tymi koszulkami?-zapytałam zanim pomyślałam. Apollo spojrzał się na mnie z lekkim rozbawieniem ale nadal był lekko upięty. Widać, ze coś go martwi i nie jest to tylko pytanie: jak jutro ułożyć włosy? Trzymał cały czas moja rękę. Trochę mnie to krepowało, pierwszy raz w życiu czuje eis skrepowana przy facecie. Co jet bardzo irytujące. No dobra Apollo nie jest jakimś tam zwykłym facetem. On jest Bogiem. Przez duże "B". Puściłam jego rękę.
- Jestem Bogiem ale moje życie jest nudne, koszulki rozweselają mi dzień,-powiedział to na jednym wdechu, oparł się o ścianę domku i powiedział.-Teraz te ważne rzeczy.-powaga na jego twarzy była przerażająca.
-Już się boje o co chodzi.-Mój mózg od wczesnego ranka pracował na wysokich obrotach, a cala sceneria w która przed kilkoma minutami wprowadził mnie Apollo sprawiała, a scenę jak z filmu grozy. Patrząc na niego widziałam, ze naprawdę się martwi.
-Chodzi o to, ze jesteś w niebezpieczeństwie... nie mogę więcej nic powiedzieć, bo to nigdy dobrze się nie kończy ale pamiętaj, ze masz we mnie wsparcie choć Ojciec nie chce zakazał mi mowienia wszelakich przepowiedni, które się staną... wierz mi bardzo tego pragnę- dotknął mojego policzka, pocałował mnie w czoło, a ja zbita z tropu jego wypowiedzi i wyczynu zamarłam- uważaj na siebie. Niech nie zatopi cie twój strach.-Z lekko otwartymi ustami patrząc na niego, nie wiedząc co powiedzieć. W sumie nikt raczej nie wiedziałby co powiedzieć w takiej sytuacji.
- Czy ta twoja przestroga ma związek z moimi snami... Hmm?-zapytałam nasłuchując rozmowy Herosów, którzy szli na śniadanie. Z pomiędzy głosów usłyszałam głos mojego brata wołającego mnie po imieniu.
-Tak.-Przyznał z trwoga Bóg i dodał pospiesznie słysząc krzyki Percy'ego.- Męty i Szumowiny. Woda nie zawsze jest wybawieniem nawet jeżeli jesteś dzieckiem Pana Mórz.- Pocałował mnie tym razem w usta i zniknął.
-Nawet jak na Boga było to bardzo dziwne- powiedziałam do siebie ale bardziej było to do niego. Wyszłam oszołomiona zza pomiędzy domków gdzie wpadłam na Braciszka.
-Gdzie ty byłaś?-powiedział zdenerwowany.
-Musiałam coś załatwić.-powiedziałam z pewnością w glosie, by nie zobaczył jaka jestem tak naprawdę ww środku zagubiona. Dziwne sny, ten potwor i jeszcze na dokładkę Apollo. Człowiek naprawdę może być troszku zagubiony, a małe kłamstwo nikomu nie zaszkodzi. W sumie to nawet nie jest klamstwo tylko niedopowiedziana prawda. Percy popatrzyl na mnie z zaciekawieniem.
-Musiałaś załatwić "coś" pomiędzy domkami Artemidy, a Afrodyty? Nie gadaj tylko, ze chcesz zostać łowczynią, bo bym się załamał.
-Łowczynią?-zapytałam, bo szczerze nawet nie wiem o co mu chodzi, a co do rożnowego domku to przerażał mnie wonią perfum i cala to słodką otoczką.
-To dziewczyny, które werbuje Artemida łażą za nią i zabijają potwory.
-Ciekawe, może się skusze- nawet ciekawy pomysł uganianie się za potworami i tropienie ich.
-No tak nieśmiertelność przy boku Bogini. Zero facetów.-No to ie dla mnie Łowczynie Artemidy.
-Przykro mi jednak się ode mnie nie uwolnisz braciszku, Łowczynie nie są dla mnie- chwyciłam go za ramie i zaczęliśmy się śmiać, a tak naprawdę cały czas słyszałam w głowie słowa Apolla oraz jego niespodziewany pocałunek. Po zjedzeniu śniadania miałam  lekcje szermierki. Mój wisior zmienił się w miecz dobrze wyważony pierwsza walka była oczywiście z Percym. Niestety poniosłam klęskę i to sromotna. Następnie walczyłam z jakimś nowicjuszem miał może dwanaście lub trzynaście lat, blond włosy i szare oczy walczył zaciekle lecz przegrał w pojedynku ze mną i nie bul z tego faktu zadowolony. Choć wygrana z nim nie poprawiła mi humoru, bo przed obiadem mieliśmy spotkać się z Chejronem. Po zabawie w żołnierzy poszłam wziąć prysznic, co było moja ulubiona czynnością w codziennej egzystencji. Woda spływała po mojej głowie przez cale ciało mocząc moje długie ciemne włosy. Kaskada tworząca się uspokajała mnie i pozwalała otworzyć mój umysł oraz uspokajała zszargane nerwy. Ostatnie dni były meczące, a sam fakt niebezpieczeństwa sprawiał, ze chciałam się ukryć. Lecz nawet jeżeli to zrobię to to nie zmieni kim jestem, a jestem córka Posejdona Władcy i Pana Wód oraz wnuczką Bellony Bogini wojny. Kropelki wody nagle zaczęły kręcić się wokoło mnie poczułam przypływ energii i wielkiej siły. Woda tańczyła w około mnie zmieniając kształt w rozpłaszczane talerze z ostrymi brzegami. Moc, zagubienie i strach wezbrały we mnie, poczułam wielki gniew ulatniający się z mojego ciała. Strach i reszta negatywnych emocji dosłownie została na ścianie, płytki rozbiły się po przez uderzenie "pocisków" wodnych.
-No nieźle.-powiedziałam do siebie okrywając się ręcznikiem gdy do łazienki wbiegł Percy.
-Dlaczego caly pokoj jest zalany? cos ty tu robila?!-zapytal zdruzgotany widokiem łazienki i płytek rozbitych na drobny pył.
-Ciśnienie wody było bardzo duże... Sadze, ze tata zrobił nam kawał- powiedziałam przyciszonym głosem. Percy trochę złagodniał rozkazał wodzie wypłynąć na zewnątrz domu, lecz nadal był problem z rozbitymi kafelkami.-Dobra wody już nie ma ale co z tym- wskazałam na zdemolowana łazienkę.
-Porozmawiamy o tym z Chejronem. Co tak naprawdę zrobiłaś w tej łazience?-zapytał zaciekawiony opowiedziałam mu o wszystko.-Chwilka czyli Twoja Matka była córką Bellony. Masz większą moc od innych, nic dziwnego, ze łazienka nie wytrzymała.-roześmiał się dusząc się powietrzem. Gdy już się uspokoił ruszyliśmy do Dużego Domu na rozmowę z Chejronem. Konio-człowiek stal na werandzie czekając na nas. Nadal nie mogę ogarnąć faktu, ze on jest centaurem, gestem reki kazał nam usiąść przy stoliku.
-Chejronie Helena ma dziwne sny, ale sadze, ze nie zwiastują niczego dobrego...-Percy odezwal sie jako pierwszy starajac sie dobierac slowa delikatnie, by mnie nie wystraszyc. Tyle, ze ja nie boje sie tego co mi sni. Juz nie.
-Spoko Percy nie musisz się bać.-powiedziałam do brata tonem bardzo troskliwej siostry. Opowiedziałam Chejronowi sny, które męczyły mnie od bardzo dawna. Opisałam to co zapamiętałam choć nie było tego zbyt wiele.
-I co o tym sadzisz?- Odezwal sie Percy.
-Nie wiem musimy poczekać, aż sytuacja się rozwinie, może to być dzień lub miesiąc, a nawet rok. Myślę, ze Helenie przyda się dużo ćwiczeń.-Koń się uśmiechną, odprowadzając nas do furtki domku.
-Chejronie wiesz jest jeszcze jedna sprawa, ponieważ nasza łazienka została kompletnie zniszczona...-zaczął niepewnie Percy.
-Zniszczona? Jak?-zapytał Centaur z lekka złością w glosie.
-To moja wina -przyznałam się do winy choć przyszło mi to z trudem.- zbyt dużo emocji uwolniłam i woda wybuchła.
-Nie rozumiem Helena, jak woda mogla wybuchnąć?-Chejron już nie ogarniał sytuacji.
-Bellona i Posejdon mnie otoczyli.-powiedziałam, a spojrzenie Chejrona mówiło coś w stylu "Bogowie z wami same problemy mieszacie się, a potem inni za to płacą". Strach juz mnie nie ogarnial to byla zlosc ale tez zrozumienie, pogarda ale i wybaczenie. Wszystko nagle stało sie przejrzyste tak jak podczas prysznica. Poczułam wielką moc, a wokoło mnie zaczęła krążyć woda tryskająca z rur pod ziemia.
-Instalacja wodna do wymiany- odezwał się Percym, a ja upadlam  tracąc przytomność.

***

Otworzyłam oczy ale nie byłam w obozie. To była jakaś cela. W koncie widziałam parę żółtych oczu, które maltretują mnie prawie każdej nocy.
-Moc jest wybawieniem oraz przekleństwem. Mam racje? -Powiedział właściciel wściekło-żółtych oczu. Nie bałam się go, byłam gotowa podjąć walkę. Wezbrała we mnie siła, ale nagle uświadomiłam sobie, ze on tego pragnie, chce, żebym z nim walczyła. Nawet jeżeli jest to sen nie jestem bezpieczna, ale nie potrafiłam już nic zrobić moc przezwyciężała moja sile mentalna. Poczułam, ze woda ścieka po ścianie celi, powędrowała do mnie walczyłam, by odpuścić przestać ale nawet siła woli nie wygra z nieokiełznaną mocą. Wodne pociski rozerwały ściany  gdzie wdarło się nagle światło. Potwor odetchnął i wylazł z cienia był wielkim na ponad trzy metry potworem garbiącym się w celi na dwa metry  jego ślepia przerażały nadal choć nie były już tak żółte, ale najbardziej przerażał fakt, ze potwór miał steki ramion.
-Do zobaczenia rybeńko.- Powiedział chrapliwym głosem. 
-Nieee! -krzyczałam wymachując mieczem, potwor roześmiał się i uderzył mnie jedna z setek rąk. Straciłam przytomność.

***



Obudziłam się na łóżko w szpitalu, dzieci od Apolla opatrywali i leczyli rannych. Percy siedział obok mojego łóżka czytając.
-Hej- powiedziałam do niego podniosłam się na łokciach, a on z niedowierzaniem patrzył na mnie.
-Hej. Jak się czujesz?-powiedział z troska podając mi puchar z napojem, a dokładnie z ambrozja, która smakowała jak krem czekoladowy.
-Dobrze ile spałam?-zapytałam popijając płyn, który rozgrzewał moje ciało od środka. Błogość tego napoju dodawała mi energii. Percy odgarnął sobie włosy z czoła i powiedział.
-Helena lezysz tu juz dwa tygodnie...
-Co?!-krzyknęłam zdezorientowana. -Leżałam dwa tygodnie jak trup?
-Byłaś prawie trupem, twoja moc prawie cie wypaliła... Sam Apollo cie uzdrawiał, nawet ojciec tu był co mu się rzadko zdarza. Myśleliśmy, ze już po tobie.-powiedział czule, Apollo tu był? Tata tu był? Sen, potwor, brak kontroli.
-Uwolniłam go!-krzyknęłam na cały szpital.
-Kogo?-zapytał Percy.
-Potwora z moich koszmarów.

 ------------------

Komentarze mile widziane (wszystkie) :3 
Gabson

poniedziałek, 28 lipca 2014

Witaj pokręcony świecie. Rozdział 1.



Każdy człowiek na ziemi przeznaczony jest do innych celów. Niektórzy do wielkich, a niektórzy do tych mniejszych. Nazywam się Helena. Jestem zwykłą osoba... w sumie tak mi się wydawało. Wypady z przyjaciółmi, imprezy i  wiele dziwnych sytuacji, których ja ani nikt inny nie potrafi wytłumaczyć takie jak wielkolud w zaułku, który zaraz znikną, latający samochód (tak widziałam latający samochód i faceta, który do mnie machał...dziwne to dla mnie zbyt małe słowo) i wiele innych niespotkanych zdarzeń. Kiedyś nawet wydawało mi się, że  do mnie mówił... Tak koń, może sfiksowałam pewnie powinnam poddać się leczeniu psychiatrycznemu i zrobiłabym to gdyby nie dzisiejszy dzień oraz kilka ważnych faktów, które ktoś zapomniał dodać do mojej przeszłości (pewnie zapomniałam powiedzieć o tym, że jestem z sierota, która mieszka w "bidulu") to nie jest takie istotne. Dziś przychodzę jak zwykle z zajęć, których nie rozumiem, a niespodzianka już na mnie czekała.
Weszłam do małego białego holu z recepcja (prawie jak w pięciogwiazdkowym hotelu).
-Hej Zosiu.- Pani Zosia starsza kobieta z siwymi włosami ma zawsze miły babciny wzrokem gdy patrzy się na ciebie zza okularów na łańcuszku, kiedyś była opiekunką, lecz nie mogla się rozstać z nami więc została na recepcji. Kobieta popatrzyła się na mnie pytająco mówiąc.
-Przepraszam ale kim Panienka jest? I nie rozumiem tej odzywki "Hej Zosiu" Nie jestem pańska koleżanką!- Nic nie rozumiejąc z tego weszłam do drugiego holu nie zważając na poirytowana staruszkę, która wyszła za mną mówiąc.- Proszę opuścić ten budynek!
-Proszę pani mieszkam tu od roku. Wywalali i przenosili mnie ze wszystkich możliwych placówek.Czy znowu coś zrobiłam, bo sorka ale nie pamiętam.-powiedziałam na jednym wdechu, a ona popatrzyła na mnie jak na przybysza z obcej planety. Gestem ręki kazała mi iść ze sobą do biura, gdzie sprawdziła dane, które jej podałam. Nic. Pusto nie ma mnie. Nie ma w ogóle informacji o Helenie Seawood dziewczyny, która miała tyle przypałów ile świat nie zliczył! Jestem nie określonym gatunkiem, nie ma mnie w spisie... Nie istnieje. Z tą wiadomością wyszłam z budynku. Wlokąc się ulicami Nowego Jorku myśląc tylko o tym jak przespać te Zimowa noc. Ruszyłam na dworzec gdzie przebywają ludzie bez dachu nad głowa ale i tam nie miałam gdzie się podziać. Wszędzie jacyś szemrani ludzie, szepczący i nie miło pachnący. Powlokłam się do najbliższego parku gdzie położyłam się na ławce. Zasnęłam dosyć szybko, a w moich snach pojawił się ten sam potwor, którego widziałam pięć dni temu w zaułku. Wielki niebieski ślinił się i charczał mówiąc do mnie.
-Nie martw się rybeńko jeszcze się spotkamy- przybliżał się do mnie, żółte oczy przenikały cale moje ciało, aż wywołały drgawki. Widziałam tylko światło i myślałam, że serio zeszłam z tego Świata. Podobno jak ktoś umiera widzi białe światło mózg mówi nie idź, ale dusza się tam pcha. Moja dusza chyba  chciała mnie poinformować że to koniec egzystencji i poszła w stronę tego światła.
Obudziłam się w samochodzie spowita kocem leżąca na szybie,którą obśliniłam (można byłoby napełnić tym basen). Popatrzyłam przez okno, by ogarnąć gdzie mnie wiozą. Doznałam zawału pierwszego stopnia. Leciałam miedzy chmurami w czerwonym sportowym samochodzie (Dziwne? Mówiłam to dla mnie zbyt małe słowo.) Zaczęłam drzeć się jak opętana, spoglądając na kierowce nagle moje struny głosowe zamarły. Obok mnie siedział najprzystojniejszy facet na świecie. Blond włosy świecące w słońcu delikatnie uniósł do góry, opalenizna nie była sztuczna i przesadzona jaka maja aktorzy i modele z magazynów. Żółta koszulka z napisem "Apollo zawsze podgrzeje atmosferę". Zlustrował mnie spojrzeniem, ale nie jak ten okropny potwor mojego snu, jego spojrzenie było ciepłe jak promienie słońca.
-No niezły głos. Gdybym wiedział kto jest twoim ojcem...
-Co?! Kto jest moim ojcem?!- Krzyknęłam na chłopaka jak on sumie mówić o moim ojcu- Powtórz, bo nie do końca zrozumiałam i dlaczego do cholery LECĘ w samochodzie.- Położyłam specjalny nacisk na "LECĘ", bo nie wierzyłam co widzę.
- Posejdon dlaczego musiałem z tobą przegrać w karty!- groził wodzie obiema rękoma, a ja odruchowo złapałam za kierownice.
-Co ty robisz?! Ja na pewno już umarłam, a to efekt tego światła- krzyknęłam,a gościu zaśmiał  się przejmując kierownice. Jego dotyk był ciepły, bo zdjął moje z kółka. Serce zaczęło walić mi w piersi,a puls przyspieszył.
-Dobra -popatrzył się na mnie i kontynuował dalej.- No wiec jestem twoim kuzynem...
-Kurde ja to mam pecha!- prychnął, a czar poderwania niezłego ciacha prysł.
-Jak zauważyłaś lecimy sobie ponieważ to jest mój rydwan, a Ja jestem Apollo.-podał mi prawa rękę, a ja zamiast jej uścisnąć zaczęłam szaleńczo się śmiać.
-Milo facet oznajmia ci, ze jest twoim kuzynem ma na imię Apollo i jest Bogiem.  Powinnam już dawno iść do psychiatry.-powiedziałam przez łzy śmiechu i podałam mu rękę.
- Nie martw się nie ty pierwsza tak zareagowałaś- mrugnął okiem i wskazał dłonią. -Jesteśmy na miejscu. To twój nowy dom.
Przede mną rozciągała się plaza , różnokolorowe domki, amfiteatr, pola truskawek, które pachniały z oddali i wielki porośnięty bluszczem biały dom. Apollo zaparkował na piasku, a ja nadal nie mogłam się nadziwić pięknym widokiem pól i domków.  W tym miejscu nie było śniegu ani nie wyglądało na to, żeby w tym miejscu w ogóle była zima.
- Ale tu pięknie.- powiedziałam i nagle z mi się przypomniała moja sytuacja kuzyn Apollo, latający samochód i ten sen.- Super teraz już na bank jestem przekonana, że umarłam.- Bóg spojrzał na mnie z rozbawieniem i wysiadł.
-Nie umarłaś choć ja już skończyłem robotę teraz zaprowadzę cie do starego ogiera i i Dionka.- uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę białego domu.-Hmm... może odwiedzę swoje dzieci?
-Ty masz dzieci? Ach zapomniałam jesteś Bogiem.- parsknęłam śmiechem.
-Wiesz rybeńko zaczynasz powoli mnie irytować- uśmiechnął się gdy nagle podbiegł do nas chłopak o blond włosach takich samych jak u mojego towarzysza i w ogóle był do niego tak podobny, ze  mogliby być bliźniakami. Apollo poklepał chłopaka po ramieniu i przywitali się.- Co tam Will?
-Jak zwykle staruszku.-chłopak imieniem Will pokazał rzędy swoich białych zębów i puścił mi oko. Najtańszy chwyt na poderwanie dziewczyn. Podał mi rękę przedstawiając się ja uczyniłam to samo.- Nowa zdobycz?- zwrócił się do Apolla.
-Słuchaj kocie nie jestem zdobyczą, a i na pewno nie mam zamiaru nią być! Jeżeli nie chcesz bym cię uszkodziła to lepiej przeproś.- spiorunowałam go spojrzeniem.
- Cięty masz język. Nie ma co- odparł Will- Dobra Staruszku przyjdziesz do naszego domku czy zawołać ludzi? A tak  w ogóle witaj w obozie Herosów.
-Wpadnę do was jak tylko odprowadzę Helene.-powiedział mój towarzysz do swojego syna, nadal nie czaje jak oni być ojcem i synem w parę nie mieści. Ruszyłam dalej za Apollem mijaliśmy wielu nastolatków. Niektórzy ćwiczyli na miecze inni na dzidy. Wszystko było jak z innej bajki. Na ganku wielkiego domu przywitał nas konio-człowiek. Mój towarzysz mnie opuścił i zostałam z tym czymś. Mówił coś o bogach Greckich i Rzymskich oraz o tym, ze jestem córka jednego z Bogów. Nie mogłam skupić się na tej rozmowie cały czas patrzyłam na jego koński zad. No nie mogłam się pohamować i palnęłam największa głupotę na świecie zapytałam się czy maja tu wróżki i krasnoludki oraz co mi dali, że tak odleciałam.
-Niestety nie mamy krasnali, a zamiast wróżek są nimfy. -Parsknęłam śmiechem gdy nagle na ganek wbiegł  chłopak, który był  w smarze od stóp do głów. Jego postura była raczej przeciętna ale widać, ze sporo pracował, bo miał worki pod brązowymi oczami. Po czole skapywał mu pot. Nie zauważył mnie za ta wielka szkapa i zaczął trajkotać.
- Chejronie proszę czy mógłbyś dzisiaj mi odpuści te kare w kuchni Festus znów nawala muszę dzisiaj nad nim popracować. Proszę.- błagał go na kolanach i wyglądał teraz trochę jak elf tylko bardziej latynoski. Zaśmiałam się sama z o co pomyślałam i dopiero wtedy mnie dostrzegł od razu wstał i otrzepał kolana.
-Ominie cie kara ale oprowadzisz Helene po Obozie.- chłopak uśmiechnął się, podbiegł i skłonił się.
-Witam nazywam się Leo Valdez i jestem synem Hefajstosa- teraz jego uśmiech był dwa razy większy, a oczy błyszczały mu kiedy mówił, że jest od Hefajstosa.
-Cześć jestem Helena Seawo...-nagle nad moja głów pojawił się niczym neon zielony trójząb, a Konio-człowiek Chejron i Leo uklękli.
-Kolejne dziecko Posejdona to się Percy zdziwi-powiedział Leo i wziął mnie pod rękę.

***

Gdy weszliśmy do domku Posejdona nie mogłam uwierzyć w to co widzę, wszystko było takie idealne (oprócz bałaganu na podłodze) niebieskie ściany i wyglądające jak fale malowidła, jakieś koniki zwisające z sufitu.-Jestem w domu- pomyślałam siadając na łóżku. Rozglądałam się po pokoju wodząc oczami po namalowanym oceanie, gdy do pokoju wszedł chłopak o ciemnych włosach w zbroi w mieczem w ręku śmiejąc się do siebie. Po chwili zorientował się, że tu jesteśmy.
-Co tam Leo?- zapytał się mój brat, który nie ma o niczym pojęcia, że zaraz zaleje go fala i zmyje go z po wierzchni globu.
-Nic takiego tylko… Uśmiejesz się chłopie.-Podszedł do Percy’ego (chyba tak ma na imię) i położył u rękę na ramieniu.- Teraz będziesz musiał dzielić łazienkę z dziewczyną. Współczuje.-Leo Wyszedł, a ja patrzyłam na brata,a on na mnie. Serio to było bardzo dziwne jakby ktoś walnął cię łopatą i nie pamiętasz niczego, chodź  wiesz, że może to być prawda.
-Cześć jestem Helena.-podałam mu rękę odwzajemnił uścisk, ale nadal nic nie powiedział.- Pięknie tu. Myśle, że to jakaś pomyłka, albo…
-To nie jest pomyłka-usiadł na łóżku pocierając czoło.- Ukazał się hologram?
-Tak.-potwierdziła.
-Z trójzębem?
-Tak.-Potwierdziłam ponownie.
-No to witaj w rodzinie.-powiedział z takim entuzjazmem, że odechciało się żyć.
-Super. Wiesz nie mam dzisiaj ochoty na urażonego braciszka wiedz wybacz- Wyszłam w domku, a koło niego krążyły tłumy nastolatków. Patrzy na mnie jak na okaz w zoo.- Ludzie są naprawdę dziwni.-  Pomyślałam i ruszyłam w stronę plaży, która rozciąga się przez cala długość obozu. Wbiegłam na pomost, nie wiedząc co dalej usiadłam na jego krańcu i zaczęłam mówić do Posejdona. Nigdy nie byłam pobożna, nigdy w nic nie wierzyłam ale chyba, każdy tego czasem potrzebuje.
-No więc jeżeli to prawda co tu mówią to dlaczego ja musiałam mieszkać po domach dziecka? W sumie nie było źle po prostu jestem skołowana, a ta sytuacja niczego nie ułatwia.-popatrzyłam na wodę i zachodzące słońce, które mieniło się różnymi kolorami od pomarańczy po czerwień.
-Piękne prawda?- zaskoczyło mnie to, że nie jestem sama, odwróciłam się i zobaczyłam faceta wyglądem przypomina Percy’ego te oczy i kolor włosów.
-Serio?! Wystarczyło wyżalić się nad jeziorem, żebyś się pokazał!- dzisiejszy dzień mnie naprawdę skołował i jeszcze on musiał stwierdzić, że to dobry dzień bycia dobrym ojcem.
-Nie bądź zła wiem nie jestem wspaniałym ojcem ale zawsze byłem z tobą w tych najgorszych momentach, gdy bałaś się oraz walczyłaś o swoje. Nigdy cię nie opuściłem.- oczy mu się zaświeciły ale jak na Boga to musiało być dużo, wstałam i ucałowałam go w policzek.
-Dziękuje, że mnie nie zostawiłeś.- chciałam już odejść gdy odezwał się.
-Mam coś dla ciebie należał do twojej matki… była córką Bellony Rzymskiej Bogini.-podał mi wisiorek to było połączenie trójzęba, pochodni i miecza. Mienił się złotym kolorem.- Twoja Matka była niesamowitą osobą i piękną kobietą… Bardzo mi ją przypominasz...Macie te same ciemnie włosy, rysy twarzy tylko twoje oczy są inne Twoja matka miała brązowe, a twoje są zielono-brązowo-szare…-Posejdon nagle urwał. Odwrócił się tyłem i powiedział- Wisior będzie tym czego sobie zażyczysz… Zawsze jestem przy tobie nawet kiedy mnie nie widzisz. Idź już zaraz będzie kolacja.- Popatrzyłam na obóz, a kiedy wróciłam wzrokiem już go nie było. Mój mózg tego nie ogarniał .Matka córką Bellony. Ojciec Posejdon. To jest jakbyś otrzymał patelnią w głowę i obudził się za tydzień. Usłyszałam dźwięk konchy. Leo mówił, że to oznacza porę posiłku. Mój brzuch zawirował, nie jadłam przecież od wczoraj. Zawiesiłam wisiorek na szyi i ruszyłam do stołówki.


***

Dobrze, że Leo powiedział mi o panujących zasadach “Każdy domek ma swój stół i nie można usiąść nigdzie indzie!”. Zajęłam miejsce na drugim końcu ławki,ten pierwszy zajął mój brat. Nie chciałam z nim rozmawiać. Mam własne problemy ten potwór i cały czas rozmyślałam o rozmowie z ojcem. Dotknęłam nie świadomie wisiorka.
-Wcześniej go nie widziałem?- powiedział Percy, przysuwając się do mnie.
-To prezent od taty.- Powiedziałam grzebiąc w musli bez rodzynek, które magicznym sposobem pojawiło się.
-Posejdon tu był?- zapytał zdziwiony.
-Mhm- potwierdziłam.
-Chciałem cię przeprosić za dzisiejsze moje zachowanie… Jesteś moją pierwszą siostrą i zaskoczyło mnie to…-teraz ton grzebał w swoim jedzeniu. Niebieskie naleśniki z syropem klonowym. Postanowiłam później zapytać, teraz nurtowało mnie to, że powiedział, że jestem pierwszą siostrą.
-Czyli do tej pory byłeś sam w domku?- Zapytałam biorąc jedną łyżkę do buzi.
-To znaczy nie. -odwrócił głowę w moją stronę.- Jest jeszcze Tyson, ale  on rzadko wpada. Pracuje w kuźni cyklopów w pałacu ojca.
-W kuźni cyklopów?- Zapytałam jeszcze raz.
-Tyson jest cyklopem uznanym przez ojca co nigdy się jeszcze nie zdarzyło.- Uśmiechnął się i upił łyk niebieskiego napoju. Nie wytrzymałam.
- O co chodzi ci z tym niebieskim jedzeniem?- odłożył kubek.
-Kiedy byłem mały, moja mama przy każdej ważnej okazji robiła niebieskie jedzenie. Na moje urodziny zawsze pojawia się niebieski tort,gdy przyjeżdżam do domu po obozie, a i nawet moja dziewczyna to podchwyciła.Tutaj codziennie dostaje niebieski napój, albo o cokolwiek poproszę.
-Nieźle. Fajna tradycja.- Powiedziałam. Reszta kolacji minęła nam w miłej atmosferze. Percy opowiadał swoich misjach, a ja cierpliwie słuchałam. Choć przy moim ADHD jest to trudne. Percy wyjaśnił mi, że każdy w obozie je ma, więc mam się tym nie stresować. Pod koniec kolacji Chejron powiedział, że jutro odbędzie się bitwa o sztandar (cokolwiek to jest) i nie pominął faktu o mnie. Większość i tak już wiedziała ale i tak czułam się jak małpa w zoo.
Po powrocie do domku i wzięciu prysznica jedynym moim marzeniem było łóżko. Położyłam się, Percy już dawno ślinił poduszkę (to musi być u nas rodzinne). Sama też opadłam z sił po wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Powieki mi się zamknęły i znowu usłyszałam ten chrapliwy ciężki głos i te same przerażające żółte oczy.
-Już niedługo… rybeńko…- światło żółtych oczu zbliżało się, rażąc swoim blaskiem. Krzyczałam ile sił w płucach. Światło nagle zniknęło. Obok mnie siedział Percy, próbując mnie obudzić.  Otworzyłam oczy i z przerażeniem w głosie powiedziałam.
-ON NADCHODZI…

Hejka

Mój pierwszy Fan-fiction. Napisałam ten rozdział na konkurs (który wygrałam) wiec tekst chyba jest coś wart. Pierwszy rozdział pojawi się niedługo.